Życióweczka – średnia prędkość treningu pobita

Chciałam się Wam dziś pochwalić swoją życiówką. Muszę od razu się przyznać, że nigdy nie kręciło i nie kręci mnie startowanie w zawodach, osiąganie mega prędkości na rowerze, byle szybciej… (ha, pewnie dlatego, że kiepsko znoszę porażki 😉 ). Na zawodach, nawet i dla amatorów, jest ogromna rywalizacja, taki jak dla mnie wyścig szczurów. Nie, zdecydowanie nie dla mnie.

Pamiętam, jak w szkole podstawowej byłam bardzo dobra na długodystansówkach. Dostałam się nawet do finału biegów wojewódzkich. Usadzili nas, jakieś 100 dziewczynek na całej długości boiska piłkarskiego. Po gwizdku, starałam się być od razu na przodzie, z racji tego, że po drugiej stronie boiska było zwężenie na szerokość jakiś może 5 metrów. Będąc tam, faktycznie z przodu, tak jak zakładałam, któraś z dziewczyn nadepnęła mi na piętę, wysunął mi się but, straciłam równowagę i … upadłam. Wyobrażacie sobie, co było dalej? W tym kurzu i zamieszaniu wynikającym z tego zwężenia dosłownie mnie … stratowali. Pamiętam jak dostałam kolanem w głowę, dziewczyny przebiegały mi po nogach… Udało mi się jakoś wygramolić na bok. O dalszym biegu mogłam zapomnieć. Zebrałam buta i zeszłam z boiska. Do domu nie dość, że mocno poobijana, wracałam przede wszystkim z wielkim żalem i porażką o to, co się stało. Miałam naprawdę duże szanse, żeby zająć tam dobre miejsce, ale w zamian dostałam, zamiast, oczywiście nie innego jak złotego pucharu, kilka ładnych siniaków. Zawsze coś 😀 .

Stąd proszę mi się nie dziwić, że start w jakikolwiek zawodach, z innymi nie jest dla mnie i koniec kropka.

Ja natomiast robię sama dla siebie takie swoje zawody i na swoich warunkach, ha przynajmniej jestem pewna, że zajmę zawsze pierwsze miejsce 😉 . Nie robię ich często, może raz na jakiś miesiąc, dwa. Od czasu do czasu po prostu dobrze jest mówiąc w slangu kolarskim “przepalić nogę”, czyli dać sobie trochę w dupsko (dać wycisk) więc postanowiłam dziś, troszkę się zmęczyć. I co? ZROBIŁAM SWOJĄ ŻYCIÓWKĘ!

 

 

 

 

 

 

 

 

Trasa liczyła 32 km. Przejechałam go w średnim tempie 28,9 km/h. Pobiłam ten dystans, w porównaniu do swojego dotychczasowego rekordu, o 0,4 km/h.

Wierzcie mi, to jest naprawdę bardzo dużo. Tutaj nawet o 0,1 km/h zrobić lepszy wynik to MEEEEGA wysiłek, a dziś się udało 🙂 .

 

Trzeba przyznać, że były dziś na to dobre warunki:

 

  1. najważniejsze, że prawie nie wiało (czerwona strzałeczka),
  2. temperatura super, odczuwalna ok. 18 stopni,
  3. zachmurzenie (ten ostatni wykres na dole) zerowe. A wiadomo, że jak jest ładna pogoda, to zaraz lepiej się jeździ,
  4. godzina wyjazdu – 8:30 – 9:36 – ci, co mieli zrobić trening przed pracą już zrobili, dla emerytów godzina zdecydowanie za wczesna na przejażdżkę (są ważniejsze sprawy jak choćby i wyspanie się, zrobienie zakupów, przeczytanie porannej prasy itp. 😉 ), stąd zatłoczenie na trasie w okół jeziora, bo tam robię kilka okrążeń, równało się ze spotkaniem może 5u osób :).

 

Poniżej zobaczycie, co by nie być gołosłownym:

Jeszcze kilka słów co do mojej glukozy. Trening zaczęłam z cukrem ok. 170 mg/dl. Rano po obudzeniu miałam go na poziomie 122 mg/dl. Zaczął już rosnąć, po zjedzeniu śniadania (zanim przebrałam się i uszykowałam do treningu minęło ok. 20 min.). Podałam 1,5j insuliny.

Po 10tym km sprawdziłam poziom na pompie: 202 mg/dl, z żadną strzałeczką ani w górę ani w dół. Tak, wiem, mógłby on być mniejszy, ale tutaj nie było czasu na stres związany z tym, czy zaraz nie będę mieć niedocukrzenia. Tu trzeba było po prostu deptać ile fabryka daje 😉 . I przede wszystkim byłam spokojna, że cukier nie będzie właśnie gwałtownie spadał, tak jak ma to miejsce, zawsze jak podam insulinę i pójdę na trening (a podaję go w 1/4 ilości). Dlaczego? Zjadłam pół drożdżówki z dość dużą ilością lukru. Nie wiem jak Wy, ale u mnie zapotrzebowanie na insulinę, przy zjedzeniu drożdżówki, jest zawsze bardzo duże. Przeważnie jest to ok. 6- 7j., przy czym moja dzienna dawka dobowa to ok. 20j. Rozkładam go na bolus złożony (w większej proporcji na bolus prosty).

W 25tym km cukier 168mg/dl. Wiedziałam, że zaraz kończę trening, podałam 1j. Po dojechaniu do domu dorzuciłam jeszcze 1j. Cukier utrzymywał się już dalej w normie ok 130mg/dl.

Jestem bardzo ciekawa, jak jest u Was z glikemią po zjedzeniu drożdżówek, pączków itp.? Czy też macie problem z jego utrzymaniem? Najgorsze jest to, że drożdżówka drożdżówce nierówna i skąd my cukrzycy mamy wiedzieć, co jest w jej środku. No inna też sprawa, jeśli ma się już sprawdzone piekarnie. Ale wiadomo, że na hojną rękę cukiernika, który smaruje te pyszności, trzeba jednak okiem cukrzyka dobrze spojrzeć i uważać 🙂 .

Zachęcam Was do dyskusji i zostawienia komentarzy.

Hmm… tak jeszcze na koniec. Wiecie co? A co tam – wręczę sobie puchar, w końcu dziś na niego zasłużyłam 😀 !

Ten post ma 3 komentarzy

  1. sorry za brak podpisu

  2. Witaj od jakiegoś czasu / film z 400 km/ trochę więcej Cię obserwuje 😉 .Podziwiam że Chcesz łkać wiedzę o cukrzycy / wiele osób to pomija , a Twoje wyczyny na rowerze to kosmos , Ja no cóż jestem ciut starszy /62 latka / od 42 lat na insulinie zero powikłań a wiesz jakie było leczenie dawno temu szkoda pisać , wtedy postanowiłem żyć normalnie jak zdrowy zero diety tak tak w domu normalne obiady i posiłki /unikając cukru / wszelkie regulacje to dawkowanie insuliny dużo tu piać … do rzeczy czasem rowerek ot tak 20 km i tyle ale w X.2020r kupiłem Krossa > crossowy /błąd / do chwili obecnej na nim jestem od tamtego czasu jadę i sprawdzam wyniki okazało się że z każdego wyjazdu z poziomem nie mniej jak 160 /30-60 km średnio 45 / w domu mam poziomy 60-120 rewelka 😉 doszło do tego chęć poprawy kondycji i szybkości obecny mój rekord to 25,1km jestem z tego dumny / nie śmiej się / dystans 50km , przy Tobie to bardzo słabo od XI.2020 przejechałem 7500 km wiem nie dużo ale tu też trza mieć czas .Wiem ile kosztuje każde 0,1km w średniej Ty na 400km 24,5 szok Pozdrawiam bo i tak za dużo tu napisałem życzę dalszego ciągu w tym co robisz 😉

    1. Super Grzesiek ??, dziękuję Ci za tak fajny i szczery komentarz. To nie ilość km się liczy, a chęci są najważniejsze. Że jednak jest ta mobilizacja, żeby wyjść na rower, zadbać o cukry itp. Świetnie, że się ruszasz i robisz to tak, że Ci to sprawia frajdę. To się liczy najbardziej. Do usłyszenia czy to tutaj na blogu, czy na kanale YT: bajkcukrzycowo ?, szerokości

Dodaj komentarz

Zamknij Menu