(Dobra, już dobra – nie krzyczcie tak – już piszę) :
SEZON 2019 UWAŻAM ZA OTWARTY ! ! !
Ale spokojnie, wszystko pod kontrolą – cukry nawet w miarę też – choć tylko 80% w normie, fakt, wiem, mogłoby być lepiej. Dla mnie, jak już wiecie, z poprzedniego wpisu (lodowy-sezon-zimowy-2018-2019), gdzie jeszcze pod koniec kwietnia śmigałam na łyżwach, sezon rowerowy na dworze, zaczyna się dość późno. Zimne powietrze jeszcze w marcu, czy kwietniu + spocenie i przewianie, to najłatwiejszy krok do bycia chorym. A pochwalę się Wam:
w tym sezonie zimowym ani razu nie byłam chora 😀 !
Ba, nawet nie byłam przeziębiona. W pracy grypy, nie grypy, a mój organizm walczył bardzo dobrze. I powiem Wam, że to, na 99%, zasługa regularnego sportu (no u mnie to minimum 5-6 razy w tygodniu).
A teraz przyszedł już sezon i ja też jeżdżę. Oto fotki z jednego, z moich treningów w maju:
I teraz Was zaskoczę. Mój rekord km przejechanych jednego dnia to:
60 km 😀
(i to jeszcze na elektryku) !
He, dlaczego tak? Powiem szczerze, że:
- Nie mam czasu.
- Jestem zmęczona.
- Cały dzień pracuje, to kiedy mam tyle jeździć, a gdzie to odpocząć i coś jeszcze w domu porobić.
- Nie mam czasem chęci.
- Zmieniły się cele i możliwości urlopowe, które nie umożliwią mi, niestety, spełnienia kolejnych szaleństw na szosie.
Pewnie czytacie to, z wielkim zadziwieniem 😉 :
Jak to nie ma chęci, jak to tylko treningi 30 km, jak to …?
Otóż, tak to 🙂 – jeżdżę na ten sezon inną kategorią. Pewnie jak wsiądę na rower i przyjdzie mi pojechać pierwszą setkę w tym sezonie, to będę nieźle cierpieć, a najwięcej moje 4 litery. Choć tyłek mam dość przyzwyczajony do siodełka, to mimo wszystko, będzie to na pewno wyzwanie. Spokojnie, na ten sezon, na pewno, z nie jedną 100km zaliczę. Czy więcej – wątpię 😉 !
A na koniec zapraszam Was na jeden z moich treningów.
Wsiadajcie na siodełka, yyy tzn. krzesełka, zapinajcie pasy, albo i nie,
i jedziemy = nie będzie lekko 😉 :