Niedziela, 30.06.2019, godzinia 9:30. W pokoju 25,5 stopnia. Gorąco … Nie wstaje… 😉
ANIA WSTAWAJ – przecież masz nowy rower, zakupiony wczoraj – czas go trochę rozgrzać 😉 !!!
Zajrzycie tutaj: Nowy rower na poładzie bikel.pl – mój wymarzony !!!
Tak, to prawda, jak teraz nie wstanę, to o 12 się zajadę robić trening w ponad 30 stopniowym upale, w cieniu oczywiście.
Glikemia 77mg/dl, pompa zatrzymuje mi podaż insuliny już ponad pół godziny. Fakt, o cukier się nie martwiłam, bo nic tutaj mi nie groziło, spadkiem (nie było aktywnej insuliny – czyli tej przeznaczonej na posiłki, bądź zbijanie cukru. Miałam tylko tę bazową, która 24/h jest zaprogramowana w pompie. Często osoby, które widzą, że mam pompę, uważają, że pompa sama za mnie dozuje insulinę. Nic bardziej mylnego. Te wszystkie jednostki są ustalane z lekarzem i przede wszystkim kontrolowane na bieżąco przez chorego. Insulina ta bazowa, również. To na podstawie wyników, czy są spadki, czy cukier rośnie ustala się jej dawkę i ewentualne poprawki. A to wszystko robi człowiek, nie maszyna). Te informację na zielono, staram się zawsze pisać, do osób, które nie mają czasem “zielonego” pojęcia, o czym ja w ogóle piszę, mówiąc np. insulina bazowa. Kolor czcionki dobrałam chyba odpowiedni 😀 .
Martwiłam się o temperaturę. Dziś miało być grubo ponać 30 stopni, także no szanujmy się. Trening owszem, ale w miarę wcześnie.
Po zjedzeniu standardowej, już od kilku miesięcy w mojej diecie, miski płatków owsianych i tych bardziej słodszych mieszanek, wyruszylam na trening. Średnio daję na taką miskę płatków 4 j insuliny. Choć powinnam, ostatnio zauważyłam trochę zwiekszyć dawkę – do 5 jednostek z rozkładem na bolus złożony (to bolus, w którym część insuliny działa natychmiastowo, a część jest rozłożona na dłuższy czas. Średnio jest to proporcja 3/4 na od razu 1/4 na 2-4 godzin). Ja dałam tutaj tylko 0,5 jednostki. Szykował się dość intensywny trening i wjazdy na górkę Średzką, która miała przeznaczenie na wyciąg narciarski, a że nie ma ani śniegu, to chociaż ja ją wykorzystam na “trening po górach” 😉 .
Widzicie tę górę w oddali? To właśnie ona. Średnio daję jej:
Czy dużo? Nie wiem, dla nas Wielkopolan, gdzie jest tu płasko jak naleśnik, to nawet taki procent jest hardkorem. I był 😀 !
W główce Ani zrodził się pomysł, że wjadę o własnych siłach tam 10x – wjechałam znacznie mniej 😀 !
Zwalmy na to, że robiło się po prostu za gorąco. Już po drugim razie, czułam, jak krople potu spływają mi po czole. Dałam radę 4x i postanowiłam, że zrobię jakąś rundę po płaskim, żeby trochę “rozluźnić mięśnie”. A że w okolicy tej górki, odbywały się jakieś zawody biegaczy, to postanowiłam popatrzeć na “ludzkie nieszczęście tzn. zmęczenie” z drugiej perspektywy. Przyciągnęła mnie wzrokiem jedna z przyjeziorskich ławeczek. W sumie to nie chciałam siadać, bo miałam w końcu rozluźnić mięśnie, a nie je zastygnać. Siła grawitacji była jednak większa 😉 :
Usadowiłam się wygodnie przed metą i łapałam swój oddech, patrząc na tych biednych biegaczy. Oj, jak oni walczyli.. No biedni, ale ostatecznie wbiegając na linię mety wyglądali już na uśmiechniętych i szczęśliwych. He, znam to uczucie, szczęścia wysiłkowego, pomimo potwornego zmęczenia 🙂 .
NO nic, trzeba było się też trochę “uszczęśliwić”, więc wstałam z tej ławeczki, zarzuciłam nogę ponad siodełko, żeby je przekroczyć i … opuściłam z powrotem na te samo miejsce, z którego się wybijałam. Po prawej stronie od siebie, dosłownie 10 metrów ode mnie, zobaczyłam napis:
Skierowałam swoje nogi w kierunku tego napisu i poczłapałam te 10 m. Od razu, nawet nie zdążyłam się zapytać:
Bardzo zachęcamy Panią do pomiaru. Czy chciałaby Pani się przebadać?
Siła uśmiechu mnie przekonała. Odstawiłam rower, żebym mogła przytrzymać urządzenie, które mi dali i pulsometr zaczął mierzyć moją tkankę tłuszczowa. Bardzo proszę, odważam się i pokazuję Wam jej wyniki:
JEST NORMA 😀
Dostałam zaproszenie jeszcze na dodatkowe badania poziomu masy mięśniowej, nawodnienie organizmu i chyba jeszcze raz pomiaru tkanki tłuszczowej. No nic wybiorę się na nie. O wynikach, może Was powiadomię, no chyba, że wyjdzie, że jednak mam więcej tłuszczu niż mięśni – to pozwólcie, że się zastanowię 😀 .
Teraz już trochę odstapnięta wsiadłam na mój bike i pognałam na małą 10 km rundkę rozruchową. Ale na tej rundce, coś czułam zmęczone ciało, mięśnie i chyba głowę. Stwierdziłam:
No nie, 10 razy to ja nie dam na pewno rady podjechać. Odpuszczam, zrobię jeszcze jedej podjazd dla czystego i świętego spokoju wykonania minimum 50% i wracam do domu.
Dobrze że wracałam:
Zobaczcie cukier, leciał z dość niepokojącym tempem w dół. Jak wróciłam do domu miałam 126↓↓mg/dl. Uchroniłam się przed spadkiem cukru. Ale trening zaliczam do udanych mimo wszystko. Jeśli 2 godziny i dalej w ciągu dnia czuję, że bolą mnie mięśnie i mam je zmęczone, to trochę :
“dałam sobie w palnik”.
Ostatnio to jedno z moich ulubionych stwierdzeń.
Trochę też i poszalałam:
Ps. Celowo na początku napisałam tę datę 30.06.2019– pochwalę się Wam:
Pieniuś ma dziś swoje 23 urodziny 🙂 !!!
To mój dzisiejszy JUBILAT – idę trochę z nim pobalować 😀 !!!
Piotrek
2 Lis 2019Gratuluje pierwszego FULL’a, full to najlepsze co moze spotkac kolarza MTB niezaleznie czy doswiadczony czy nie, raz wsiadasz na full’a i juz nigdy nie chcesz sztywniaka. Wspominam z rozrzewnieniem czasy kiedy jezdzilem, przez prawie 7 lat z wieksza lub mniejsza intensywnoscia w Downhill’u. W 2015r skonczylem, sprzedalem mojego Spec’a Demo 8, od tamtego czasu przejechalem moze w sumie 50km.Zlamalem bark w 2014 i do tej pory pomimo operacji, jest niestabilny, co skutecznie odwiodlo mnie od jakichkolwiek aktywnosci w tym kierunku.
BAJKcukrzycOWO
10 Lis 2019Dzięki Piotrek, oj bardzo mi przykro z racji kontuzji… Trzymam kciuki, żebyś znalazł jakiegoś dobrego specjaliste, który Ci to jakoś naprawi… Szkoda, żeby Cie mijały takie przyjemności w życiu 🙂 trzymam kciuki i dzięki za wszystkie komentarze