Motor cz. 2 / “Szalona Pani” i filmiki dla oka

Oj, moja droga, do spełnienia marzenia i posiadania kategorii A, była naprawdę bardzo trudna.

Nie chodziło tutaj tylko o sprawę fizyczną:

  • duża waga motoru,
  • mała waga Ani,
  • moje krótkie girki, które nie dosięgały całą stopą do ziemi, a wręcz tylko czubkami palców.

Od 2013 roku zmieniły się też przepisy i dlatego na kategorie A zdawało się dużo trudniej, niż dotychczas. Duża zmiana nastąpiła na placu. Wierzcie mi, że nawet chłopy, po 180 cm i 80 kg wagi, mieli czasem sporą trudność, z niektórymi elementami manewrów na placu, he, choćby mój mąż. No wyobraźcie sobie, że taki doświadczony rajdowiec, jak Marek, jadąc pierwszy raz slalom wolny, strącił pachołek 😀 (ups, będzie ochrzan, jak Marek ten post przeczyta 😉 ) Fakt, za drugim razem już go przejechał, ale dla mnie sam fakt się liczył – nie jest i nie będzie lekko!

I tak, po przejechaniu 20 godzin, zapisałam się do Poznania na egzamin, którego termin miałam pod koniec września. Zrobiło się już późno i sezon na zdawanie, na kategorię A, powoli, na rok 2015, się zamykał. Teorię zdałam, nie na 100%, no ale zdałam 🙂 . Sporo osób jej nie przeszło pozytywnie, także to nie takie “hop ciup”, jak niektórzy do tego podeszli.  Zaraz po niej, czekał mnie plac i miasto. Spośród ok. 20 osób, były tylko 2 panie – ja i jeszcze inna dziewczyna. Jak już na nią spojrzałam, że była ubrana w swój strój motocyklowy, to uznałam, że chyba pójdzie jej gładko. Nie wiem czy gładko, ale dziewczyna zdała. Druga natomiast nie!

Wyobraźcie sobie, że poległam na ósemce. No dramat jakiś… Coś, co niby najłatwiejsze, okazało się nie do przejścia, a raczej przejechania.

Znalezione obrazy dla zapytania rozpacz

Motory w Poznaniu, w przeciwieństwie do tego, na którym się uczyłam, były nowiósieńkie, bezwypadkowe. Ósemkę uczyłam się jedąc na biegu nr 2, z użyciem sprzęgła, w celu zwalniania. Jak dosiadłam tego “poznaniaka”, to na 2. biegu jechał jak strzała. Nie mogłam wyregulować tej prędkości nawet zbytnio sprzęgłem. Na jednym z łuków, nie wyrobiłam, zachwiało mną i podparłam się nogą. Dostałam drugą szanse. Gdybym wyjechała lub najechała na linie, egzamin byłby oblany. Nie zdecydowałam się na jechanie na pierwszym biegu, ponownie wybrałam 2. I tak samo, podparta noga i teraz już egzamin oblany.

No przecież Pani potrafi jeździć, co się stało?

Nie mam pojęcia… ten motor tak szybko jechał… (głos mi się załamywał)

Spokojnie, Pani potrafi jeździć. Jeśli mogę doradzić, to niech sobie Pani wykupi kilka godzin, w różnych ośrodkach i pojeździ na różnych motorach.  Te motory u nas są nowe, przez to ma Pani wrażenie, że jechała Pani na zupełnie innym, niż się uczyła. Popróbuje Pani innych i będzie dobrze.

Dziękuję…

Tę rozmowę, z tym młodym (he, nawet i przystojnym) egzaminatorem, pamiętam do dziś. To dzięki niemu, nie poddałam się i próbowałam jazdy dalej, w innych ośrodkach, tak jak mówił. To, jak mocno przeżyłam moją pierwszą porażkę w życiu, to tylko ja wiem. Nie mogłam się zupełnie pogodzić. No jak to – JA NIE ZDAŁAM? Najgorsze było też to, że wiele osób wiedziało o moim egzaminie i trzymało za mnie kciuki. I co, i teraz trzeba było ich poinformować, że nie zdałam? Po tonie wylanych łez, wysłałam ostatecznie sms…

Na drugi egzamin w Poznaniu, nie było już terminów na rok 2015. Szok, przecież ja musiałam teraz, od razu za ciosem i na świeżo zdawać. Pół roku czekać, w takim stresie. Co powie na to moja biedna cukrzyca? Musiałam znaleść inny ośrodek, obojętnie gdzie. Jak dla mnie mógłby być to nawet i Kraków! Znalazłam bliżej, w Lesznie 🙂 . Zapisałam się na 22 październik. Po dodatkowych 7 godzinach jazdy na innych motorach, czułam się już dużo pewniej, ba nawet dobrze.

Teraz zdam!

22. października 2015 roku również nie zdałam! Egzamin po prostu się nie odbył. Już 2 dni wcześniej mocno padało. W ten dzień, od rana również. Godzinę, na którą miałam wyznaczony egzamin, była 14:10. Dzwoniłam, czy w ogóle egzamin się odbędzie, bo co za sens było tam jechać w taką pogodę. Nawet 2,5 godziny przed egzaminem, kazali mi przyjechać. O godzinie 14:15 kazali nam wejść do sali i uprzejmie poinformowali:

Niestety, egzamin z powodów warunków pogodowych, nie może się dziś odbyć. Bardzo prosimy o udanie się do rejestracji i zapisania na kolejny termin.

Wyparowałam z sali jako pierwsza. Stanęłam w okienku z wkurzoną miną i poprosiłam o kolejny termin.

Ale to będę miała dopiero terminy na kwiecień, maj, będziemy infor….

No chyba sobie teraz Pani żartuję? Czekam na termin kilka tygodni, specjalnie tu przyjeżdzam z daleka, żeby Pani mnie teraz poinformowała, że termin jest na …

A niech Pani poczeka, widzę jeszcze jedno wolne miejsce, 30 październik, może być?

I tak trzecim i ostatecznym terminem dostania kolejnej, sporej porcji stresu, był 30 października 2015 roku. Godzinę egzaminu miałam nawet fajną – 11:30. Nie byłam już tak zestresowana, jak poprzednimi dwoma razy. Chyba już się trochę uodporniłam. Wyczytano moje nazwisko. Ubrali mnie w ochraniacze na ręce i kolana i kazali założyć ich kask, który miał wbudowane głośniki, aby móc słuchać poleceń egzaminatora. Egzaminatorem okazał się być jakiś starszy, siwy dziadek, mało sympatyczny z twarzy. Od razy zatęskniłam, za tym młodzieniaszkiem, z Poznania 🙂 . No nic, żaden wiek ani mój ani egzaminatora nie pomoże w tym, że trzeba poprawnie przejechać i plac i miacho. No to ściągamy nóżkę, odpalamy motorek, wciskamy sprzęgło, wrzucamy pierwszy bieg, puszczamy powoli sprzęgło jednocześnie odkręcając delikatnie manetkę i…

Nie, nie Aniu. Po pierwsze, to trzeba troszkę o tym motorku opowiedzieć, a później się trochę “rozgrzać” 🙂 .

Pierwszym zadaniem na egzaminie jest przepchnięcie motoru, w kształcie litery T, na wyłączonym silniku. Jak dla mnie, jakaś masakra 🙂 . Już podczas nauki, ciężko było mi znaleźć nawet sposób na tego gnojka, mającego przecież 210 kg. Początkowo próbowałam tylko pchać, bez żadnego podparcia motoru ciałem. Ostatecznie kładłam go na biodro na tyle, na ile mogłam go utrzymać i pchałam, do przodu i do tyłu. Grunt, aby nie przegibnął się na drugą stronę, bo wtedy by leżał, a wraz z nim również i mój egzamin. Nic podobnego się nie stało – podczas praktyki, wyrobiłam już sobie trochę mięśnie, dlatego na egzaminie poszło gładko.

Przemieszczenie motocykla

Najtrudniejszym zadaniem na egzminie jest slalom wolny, na którym właśnie poległ Marek. Oj, ja miałam też bardzo dużo trudności z tym manewrem. Najgorsze jest to, że manewr ten, trzeba było powtórzyć 2 razy, czyli na fuksika nie można było liczyć 😉 . Zobaczcie, jak to powinno wyglądać, aby zdać egzamin:

Zastanawiacie się, czy to bylam ja na tym motorku? Tak, to ja, no przecież nie Marek ? ! Och, jak na to patrzę, to wydaje mi się, że teraz tego bym nie przejechała 🙂 .

Kolejne zadanie to slalom szybki, który polega na przejechaniu przez dwie oddalone od siebie bramki, między którymi stoją, w jednakowych odległościach, trzy pachołki. Średnia prędkość przejazdu nie mogła być mniejsza niż 30 km/h. Nie było to aż takie trudne, choć zdarzało mi się, podczas praktyki, zahaczyć słupek. Ten manewr też trzeba było 2 razy powtórzyć. Na egzaminie pierwszy raz przejechałam go ze średnią prędkością 29 km/h. Trochę się wystraszyłam, bo jednak do 30-stu trochę zabrakło. Jak przyspieszyłam za drugim razem to średnią miałam 35 km/h 😀 . Wierzcie mi sama się przestraszyłam tej prędkości, ponieważ czułam że jadę szybko. To był dopiero początek Ani szaleństwa 🙂 . Jednak wcześniej prezentuję, jak wygląda slalom szybki (he, na placu też raz rozwaliłam 1 butelkę żywca, nie wyrobiło mi się 😉 ):

Ominięcie przeszkody to jedno z ostatnich zadań na placu. Tutaj trzeba było mięć średnią prędkość 50 km/h i manewr również powtórzyć dwukrotnie. Raz ominąć z lewej, drugi raz z prawej strony. Zobaczcie sami:

He, aż się kurzyło 🙂 . Na egzaminie natomiast puściłam wodze fantazji. Plac był tak zrobiony, że osoby czekające na egzamin i ich “trzymający kciuki” towarzysze, mogli nas, biednych, zestresowanych, przyszłych motocyklistów obserwować. Z początku nie zauważyłam tego tłumu ludzi, skapnęłam się dopiero (i całe szczęście) przy slalomie szybkim. Nie powiem, bo wcześniejsze, zaliczone zadania, odjęły mi 50% stresu. Zaczęłam się czuć na motorze coraz pewniej. Ba, nawet trochę po cichu się cieszyłam, że jeszcze sobie na nim pojeżdżę 😉 . W końcu zapłaciłam całe 180 zł i jak na 1,5 godziny jazdy, to dość pokaźna suma. Tak więc pierwszy raz prędkość ominięcie przeszkody, z prawej strony, poszło mi gładko. Zobaczyłam na wyświetlaczu średnią – 56 km/h. Wow, zaczynałam się rozkręcać 🙂 . Drugi raz, lewą stronę, ominęłam dużo, dużo szybciej, bo sama to czułam. Nie widziałam jednak teraz średniej prędkości. Miałam ważniejsze zadania na ten moment. Zrobiłam szeroki łuk, aby podjechać bliżej moich fanów (tego tłumu gapiów) i pokręciłam dupką motorka. Nie wiem, co sobie Ci ludzie pomyśleli i jakie mieli miny? Wiem natomiast, że chyba wzbudziłam tym wielki aplauz. Dojechałam do mojego egzaminatora i w słuchawce usłyszałam:

Szalona Pani!

Nie wiem, czy to z racji tej średniej prędkości, która musiała pokazywać grubo ponad 60 km/h, czy też moje “zabawianie publiki” sprawiło, że dostałam tak “honorowe wyróżnienie” 😀 ? Jedno natomiast wiem – byłam, jestem i będę SZALONĄ PANIĄ NA MOTORZE! 

Dobra Kochani – jedziemy na miacho 🙂 ! Wcześniej jednak trzeba było pokonać małą górkę, tak żeby nie cofnął się motocykl. Pestka! Z miastem nie było tak prosto, jak sobie myślałam. Było hamowanie awaryjne + hamowanie do wyznaczonego punktu. Ruch na mieście mały, w końcu była godzina dopołudniowa. Mi zresztą żaden ruch nie straszny, bałam się tylko, żeby nie przewrócić motoru. Rondka zaliczone, skrzyżowania itp. również. Później wjechaliśmy w teren zabudowany, czyli ograniczenie do 20km/h. Nie zwróciłam uwagi, kiedy z niego wyjechałam i przez pewien czas się wlekłam w tej prędkości, aż w końcu usłyszałam w słuchawce:

Czemu jedzie Pani tak wolno, przecież już dawno wyjechaliśmy z terenu zabudowanego!?

Jak przyspieszyłam, to na budziku zobaczyłam – 50 km/h , więcej nie można 😀 ! Pan dziadek jadący za mną i dający mi polecenia, chyba sam był w szoku, że tak dobrze sobie radzę z przepisami ruchu drogowego. Męczył mnie ponad 40 minut, może czekając na jakiś mój błąd. Jak dla mnie mógł sobie czekać, mi jeżdżenie sprawiało frajdę. Dopiero pod koniec zaczynałam się męczyć tym ciągłym skupieniem itp. Moje “radościo-męki” kiedyś musiały się przecież skończyć. I skończyły.

Mam to – zdałam na kategorię A!!!

Duma mnie rozpierała 🙂 . Dokonałam jednej, z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu! Było mega ciężko. Wiem, że nie pomagały żadne zachęty, że będzie lepiej, kiedy się przewracałam i traciłam wiarę i nadzieję, że kiedyś zdam. Oblany egzamin, myśli i uczucia z nim związane, pamiętam do dziś. Ale wiecie co – było warto! Dziś mogę się cieszyć z jazdy. Mam jeszcze trochę respekt do motoru, no może delikatny, ale mam. Wiem, że jestem świeżaczkiem i dużo jeszcze muszę nabrać praktyki. Jak do tej pory przejechałam ponad 22 tys. km na moim motorze. I wiele jeszcze przede mną 🙂 ! W przyszłości zamieszczę również kilka postów z moich wypadów motorowych. A na koniec ja na mojej czerwonej strzale 🙂 !

Ten post ma jeden komentarz

  1. Przede wszystkim zycze Aniu bezpieczenstwai jeszcze raz bezpieczenstwa w jezdzie na motocyklu. Do 2014 jezdzilem na ‘litrze’ GSX-R 1000, po slizgu przy 90km/h i zlamaniu barku odpuscilem od razu motocykl i juz nigdy na niego nie wsiadlem.

    Statystycznie rzecz biorac motocykl to bardzo kontuzjogenny srodek transportu.

Dodaj komentarz

Zamknij Menu